Wydawać by się mogło, że odpowiedź na tak postawione pytanie jest oczywista – trzeba przecież dostosować ustawodawstwo krajowe do wspólnotowego. Takie jest nawet oficjalne uzasadnienie procedowanej obecnie nowelizacji ustawy z dnia 6 września 2001 r. o transporcie drogowym. Czy jest to jednak jedyny cel proponowanych zmian? Treść proponowanej nowelizacji w zestawieniu z obecnymi przepisami i praktyką działania organów kontrolnych, budzi spory niepokój, co do intencji ustawodawcy.
Rozpocząć wypada od stwierdzenia, że polski transport „wybuchł” swoją siłą bez niczyjej pomocy i inspiracji. Przewoźnicy nie stali w kolejkach po dotacje na zakup pojazdów, musieli radzić sobie sami z wszystkimi problemami i uczynili to w sposób wzorowy. Jesteśmy potęgą. Obecnie to firmy z innych krajów drżą przed konkurencją przedsiębiorców przewozowych znad Wisły a udział sektora transportowego w kreowaniu produktu krajowego stale rośnie. Wydawało by się więc, że sytuacja dla władz wymarzona – wystarczy nic nie psuć i rolę państwa ograniczyć do zbierania podatków. Zwłaszcza że branża walczy z innymi barierami kreowanymi przez władze krajów tzw. starej unii, którym polski przewoźnik drogowy jest solą w oku.
Z nagła jednak ustawodawca rączo zabiera się do nowelizowania przepisów ustawy o transporcie drogowym, a przy okazji też regulujących przewóz materiałów niebezpiecznych. Choć trzeba obiektywnie przyznać, że festiwal zmian prawnych w transporcie władze fundują nam już od dłuższego czasu. Po wprowadzeniu w roku ubiegłym rewolucyjnej, ale i pociągającej za sobą kolejne obciążenia dla przewoźników ustawy o systemie monitorowania drogowego przewozu towarów, bieżący rok przynosi kolejne zmiany. Zasadność wprowadzenia tej regulacji jest akurat oczywista. Organy skarbowe w istocie muszą posiadać narzędzia, które pozwolą na wyeliminowanie wszelkich wyłudzeń VAT- u, których skala, jak się można obecnie przekonać, nie była mała. Idąc więc chronologicznie, początek tego roku przyniósł nam rozporządzenie wykonawcze w sprawie przewozu ładunku. Akt prawny określający sposoby mocowania i zabezpieczenia ładunków w trakcie wykonywania przewozu drogowego. Teraz natomiast Rada Ministrów przyjęła i skierowała do sejmu nowelizację ustawy transportowej i towarzyszące jej zmiany w Prawie o ruchu drogowym a także ustawie o przewozie towarów niebezpiecznych. Tym właśnie, projektowanym zmianom warto przyjrzeć się bliżej.
Jak już wcześniej wspomniano uzasadnieniem wprowadzenia nowelizacji ma być konieczność dostosowania ustawodawstwa polskiego do przepisów unijnych. Takie motywowanie konieczności przyjęcia procedowanych obecnie zmian, wydaje się nie do końca jednak oddawać intencje krajowego prawodawcy. Pierwsze pytanie, które jako żywo narzuca się po lekturze proponowanej nowelizacji dotyczy wysokości kar nakładanych na uczestników przewozu drogowego – a zwłaszcza przewoźników. Czy prawo wspólnotowe nakazuje naszym organom ustawodawczym podwyższyć wysokość tych kar? Oczywiście nie. Niemniej jednak maksymalna wysokość kary administracyjnej będącej skutkiem kontroli drogowej ma wzrosnąć o połowę. Obecnie przewoźnik może zostać ukarany maksymalną sankcją administracyjną w wysokości 10.000 zł, po nowelizacji kwota ta ma zostać zwiększona do 15.000 zł. Wrosnąć mają także – i to w niektórych przypadkach w sposób bardzo drastyczny, kary za naruszenie poszczególnych przepisów materialnych, regulujących wykonywanie przewozu drogowego. Jako przykład można podać tu sytuację, w której kierowca – choćby i bez wiedzy przewoźnika wyjmie świadomie, bądź zapomni umieścić w tachografie swoją kartę. Obecnie firma transportowa obciążana jest za takie zdarzenie karą w wysokości 5.000 zł – po zmianach wykonawca przewozu będzie musiał wysupłać 10.000 zł na zapłacenie kary.
Pojawią się też sankcje administracyjne, nieznane wcześniej polskim przewoźnikom, jak choćby związane z przekroczeniem 10-godzinnego limitu pracy w porze nocnej, czy też stanem technicznym pojazdów.
Wyjątkowo bezlitośnie normy projektowanej zmiany obchodzą się jednak z zarządzającymi transportem w firmach posiadających licencje transportowe. Osoby wykonujące tą funkcje dotychczas karane były w oparciu o procedurę wykroczeniową grzywną do wysokości 2.000 zł. Po zmianach jednak ich odpowiedzialność regulować będzie procedura administracyjna i zamykać się będzie karą w maksymalnej wysokości 5.000 zł.
Czy zatem rzeczywistą intencją ustawodawcy jest dostosowanie przepisów krajowych do regulacji unijnych? Wydaje się, że nie jedyną. Widać przecież, że nowelizacja ma także służyć zwiększeniu wpływów z kar. Konieczność dostosowania przepisów krajowych, do postanowień rozporządzenia Komisji (UE) 2016/403, nie jest równoznaczna z obowiązkiem podwyższania kar.
Wskazany tu akt prawa unijnego, jest regulacją mającą służyć m.in. eliminowaniu z rynku przewoźników naruszających regulacje transportowe w sposób drastyczny i częsty. Wartościuje ono czyny zabronione, przypisując im różny ciężar gatunkowy. Polskie organy – w szczególności Inspekcja Transportu Drogowego, korzystały z możliwości zapisanej w tym rozporządzeniu – stosując je wprost. Nierzadko wszczynane były postępowania w przedmiocie oceny spełniania wymogu dobrej reputacji przez zarządzającego transportem czy przedsiębiorcę transportowego. Praktyka pokazuje, że inspekcja bardzo rozważnie mierzyła się z problemem i prowadziła te postępowania w sposób odpowiedzialny, analizując wszelkie aspekty zamknięcia firmy transportowej w związku z zaistniałymi w niej naruszeniami prawa. W istocie bowiem do zamknięcia firmy sprowadzała się sytuacja, w której orzeczono, że dobra reputacja przedsiębiorcy, czy też zarządzającego transportem została naruszona. Ta rozwaga w działaniu jest bez wątpienia godna zauważenia i budzi zaufanie do organu, który postępowania takie prowadził. Widać więc, że stosowanie bezpośrednie przepisów unijnych stanowiących narzędzie do eliminowania z rynku firm działających z naruszeniem prawa jest możliwe i pod rządami ustawy o transporcie drogowym w obecnym jej kształcie. Nie jest problematyczne, co więcej wydaje się, że nie budzi nawet kontrowersji społecznych. Wszakże w każdym – najbardziej nawet zacnym gronie odpowiedzialnie wykonujących działalność przewoźników, znajdą się firmy odstające od standardów legalnego wykonywania przewozów. Dla tych właśnie firm miejsca n rynku być nie powinno. Przepisy były więc zrozumiałe, czytelne a ich stosowanie nie budziło kontrowersji. Zawsze jednak można coś pozmieniać – a przede wszystkim podwyższyć kary.
Jakie są zatem prawdziwe intencje ustawodawcy? Odpowiedzi na to pytanie powinni szukać przewoźnicy, kierując je do posłów, senatorów zarówno ze strony rządowej jak i opozycyjnej. Bowiem projektowane zmiany uderzą właśnie w transportowców. Czy nie jest jednak tak, że utrudnianie życia polskim firmom transportowym jest swoistą ceną, płaconą za przychylność decydentów unijnych spoglądających np. na stan praworządności w naszym kraju? Najskuteczniejsze bowiem w walce z polskim transportem wydają się być polskie organy – warto wspomnieć tu choćby o praktyce Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, który jak tylko może, tak odmawia wydawania zaświadczeń „A1” dla kierowców spoza wspólnoty, pracujących dla polskich pracodawców. Analizowana tu nowelizacja przepisów wpisuje się w ten sam kierunek utrudniania pracy rodzimym firmom transportowym. Te wszystkie dylematy zostawić należy środowisku transportowemu. Dziwi jednak, że politycy, którzy ostatecznie podnoszą rękę w akcie głosowania nad nowymi przepisami, nie dostrzegają, że transportowcy też głosują w wyborach.
Krzysztof Owsianowski
Specjalista Trans Expert