Wiadomości z rynku

piątek
22 listopada 2024

Przewóz wykonany, a spedycja niewypłacalna

Co zrobić w sytuacji, gdy nie ma widoków na odzyskanie środków?
31 sierpnia 2020

adwokat Mariusz Stankiewicz

Fot. autor

Palącym problemem jest obecność w obrocie nierzetelnych podmiotów wystawiających zlecenia, za które później nie jest wypłacane wynagrodzenie

Fot. ZM

Kto odpowiada za zapłatę przewoźnego, kogo można pozwać w sytuacji gdy spedycja jest niewypłacalna, jakiej odpowiedzi z drugiej strony możecie się spodziewać?
Najczęstszą przyczyną sporów między przedsiębiorcami jest niewykonanie zobowiązania w postaci zapłaty wynagrodzenia. Zaraz za tym na podium plasują się sprawy o odszkodowanie, które de facto, też dotyczą pieniędzy.
Spowolnienie gospodarcze, które wieszczą od jakiegoś czasu eksperci i media, pomijając już trwającą pandemię COVID-19, z pewnością przyczyni się do wystąpienia dużych zatorów płatniczych.
Ustawodawca pospieszył częściowo z pomocą podnosząc rygory w ustawie o terminach zapłaty w transakcjach handlowych. Opóźnienia w płatnościach będą się wiązały dla dłużników z dodatkowymi niedogodnościami finansowymi, ale nie tylko.
Niezależnie od tych szczególnych czynników, poprzez śledzenie mediów społecznościowych w grupach, które skupiają przewoźników i spedytorów widać, że dość palącym problemem jest obecność w obrocie nierzetelnych podmiotów wystawiających zlecenia, za które później nie jest wypłacane wynagrodzenie. Tak działa wiele „spedycji” nad Wisłą, o czym świadczą liczne pytania przewoźników przed podjęciem współpracy. Niektóre podmioty „cieszą się” wątpliwą renomą, ale nadal wystawiają zlecenia. W większości przypadków nie pomaga nawet to, że powszechnie używana giełda zleceń posiada mechanizmy blokujące, choć i tak dobrze się dzieje, że istnieją jakiekolwiek mechanizmy eliminacji nieuczciwych kontrahentów. Co nam zostaje?
Można oczywiście jak James Franklin Norfleet, który stał się ofiarą oszustów giełdowych, wziąć sprawy w swoje ręce i ich powyłapywać, robiąc sobie z tego swoją życiową misję (Polecam tę i inne historie opisaną w książce „Myśl jak oszust” Marii Konnikovy). Z opcji bardziej praktycznych pozostaje windykacja, później sąd i wreszcie egzekucja. Oczywiście może się okazać, że wdaliśmy się w „romans” ze spółką, która nie posiada jakiegokolwiek majątku.
Tutaj dróg jest kilka. Zakładam, że większość tego typu przypadków to będą jednak spółki z o.o., bo to one głównie kojarzą się problemami płatniczymi. Osoby fizyczne poddane porządnej obróbce egzekucyjnej są raczej eliminowane z obrotu poprzez blokowanie na giełdach i wpisy do KRD itp.
Co zrobić w sytuacji, gdy nie ma widoków na odzyskanie środków od „spedycji”?

Droga karna

Istnieje możliwość zawiadomienia organów ścigania o tym, że zostaliśmy oszukani. Chodzi tu o „wprowadzenie w błąd co do chęci rozliczenia się z zawartej transakcji”. Innymi słowy, musimy wykazać, że ktoś intencjonalnie zawarł z nami umowę z myślą o tym, że ma oczywiście zamiar skorzystać z usługi, ale nigdy nie miał zamiaru za to płacić. Może się to kojarzyć jako oczywistość w sytuacji kiedy ktoś się z nami nie rozliczył, ale niestety jest to trudniejsze niż wygląda. Udowodnienie takiego zamiaru drugiej strony musi wynikać z całokształtu okoliczności np. brak środków na koncie, wirtualne biuro, duże zadłużenie w czasie zawierania umowy, czy nawet sytuacja finansowa uzasadniająca złożenie wniosku o ogłoszenie upadłości. Nie jest łatwo to wszystko wykazać, trzeba mieć też szczęście do zmotywowanego prokuratora. Z drugiej strony jest to droga w zasadzie bez kosztów, chyba że skorzystacie z usług profesjonalnego pełnomocnika, który pomoże w reprezentowaniu w postępowaniu przygotowawczym.

Droga cywilna

Istnieje dość kontrowersyjna droga do dochodzenia roszczeń. Kiedy okaże się, że spedycja jest niewypłacalna, przewoźnik lub dalszy spedytor może zwrócić się o zapłatę do nadawcy, odbiorcy lub nadawcy oraz odbiorcy (odpowiedzialność tych podmiotów wynika z różnych podstaw prawnych). Z przepisu art. 51 ustawy z dnia 15 listopada 1984 r. - Prawo przewozowe (tekst jedn. Dz. U. z 2000 r. Nr 50, poz. 601 ze zm.) wynika, że odbiorca odpowiada samodzielnie wobec przewoźnika za zapłatę przewoźnego. Jest to przepis bezwzględnie wiążący, który wyznacza treść stosunku prawnego wynikającego z umowy przewozu, a strony nie mogą zmienić w umowie tak ukształtowanego zobowiązania. Takie rozumienie tego przepisu wybrzmiało w orzecznictwie Sądu Najwyższego (wyrok z dnia 19 marca 1999 r., II CKN 231/98, OSNC 1999/10/179 oraz wyrok z dnia 8 czerwca 2005 r., V CK 286/05 i wyrok z dnia 7 grudnia 2005 r., V CK 405/05, niepublikowane).
Ponieważ przepisy Prawa przewozowego nie stanowią expressis verbis o obowiązku nadawcy przesyłki zapłaty przewoźnikowi wynagrodzenia za wykonanie jej przewozu, należy sięgnąć do przepisów kodeksu cywilnego. Przepis art. 774 k.c. przewiduje, że przewoźnik zobowiązuje się w zakresie działalności swojego przedsiębiorstwa do przewiezienia za wynagrodzeniem m.in. rzeczy. Okolicznością bezsporną jest, że kontrahentem przewoźnika w umowie przewozu rzeczy jest - według terminologii kodeksu cywilnego - wysyłający przesyłkę, na którym spoczywa obowiązek zapłaty przewoźnikowi wynagrodzenia na podstawie art. 353 § 1 w związku z art. 774 k.c. Wszystkie ewentualne modyfikacje tego ustawowego obowiązku wysyłającego wymagają wyraźnego umownego uzgodnienia przez strony umowy przewozu, dopuszczalnego w ramach wyznaczonych zasadą swobody kontraktowej (Wyrok Sądu Najwyższego z dnia 8 czerwca 2005 r. V CK 286/05). Od chwili przyjęcia przez odbiorcę przesyłki i listu przewozowego odpowiedzialność za zapłatę wynagrodzenia przewoźnikowi obciąża in solidium zarówno wysyłającego jak i odbiorcę (Wyrok Sądu Najwyższego z dnia 20 grudnia 2005 r. V CK 413/05).

Jest tego więcej…

Niewykonanie we właściwym czasie przez spedytora wynikającego z umowy spedycji obowiązku kontraktowego obejmującego zapłatę przewoźnego przewoźnikowi (wierzycielowi dającego zlecenie, art. 51 ustawy z 1984 r. - Prawo przewozowe) prowadzi do powstania szkody po stronie dającego zlecenie w postaci długu z tytułu przewoźnego, którego - wbrew swojemu obowiązkowi kontraktowemu - nie umorzył spedytor (Wyrok Sądu Najwyższego z dnia 25 czerwca 2010 r. I CSK 554/09). Na marginesie sądzę, że powyższe można również stosować w czystej relacji przewoźnik umowny – przewoźnik faktyczny, nie musi to być akurat spedycja. Na pierwszy rzut oka przytoczone wyroki powinny stanowić skuteczne remedium na spedycje i przewoźników, których reputacja jest wątpliwa. Ryzyko całej transakcji nie może spoczywać wyłącznie na przewoźniku, który swoją część zobowiązania wykona, a później musi szukać wiatru w polu. Dzięki temu rozwiązaniu ciężar skorzystania z usług nierzetelnych spedytorów czy przewoźników przesunie się również na nadawcę oraz odbiorcę. Powinno to skłonić takie podmioty do bardziej starannego dobierania kontrahentów, którzy będą organizować transport przesyłek.
Jak to w prawie często bywa, funkcjonują w obrocie dwa sprzeczne stanowiska, równie logicznie umotywowane.
Równolegle wykształciła się bowiem druga linia orzecznicza Sądu Najwyższego, gdzie stwierdzono, że jeżeli właściciel posługuje się spedytorem, który - zawierając umowę przewozu - występuje wobec przewoźnika we własnym imieniu, kontrahentem przewoźnika, a tym samym stroną umowy przewozu, jest spedytor. W takiej sytuacji spedytor staje się podmiotem praw i obowiązków wynikających z umowy przewozu, przez co uzyskuje status nadawcy (SN w wyroku II CKN 415/01). Skoro to spedytor staje się stroną umowy przewozu - nadawcą, a zatem odpowiada za zapłatę wynagrodzenia, to przewoźnik nie może zwrócić się do kontrahenta spedytora o zapłatę przewoźnego. Nawet jeżeli spedytor byłby zobowiązany do dokonania zapłaty przewoźnego na mocy umowy spedycji, a następnie popadłby w niewypłacalność, to przewoźnik nie mógłby dochodzić zapłaty od zleceniodawcy całego przewozu. Istnieje przecież możliwość, że zleceniodawca nie zapłaci spedytorowi, a ten nie zapłaci przewoźnikowi mimo tego, że przewóz został wykonany. Często są to przecież transakcje wiązane, a spedycje działają na krawędzi wypłacalności.
Krótko rzecz ujmując: jeżeli spedytor zawiera umowę we własnym imieniu, ale „na rachunek” swojego klienta, to on staje się stroną umowy przewozu, natomiast jeżeli robi to bezpośrednio w imieniu klienta (co zazwyczaj powinno mieć jednoznaczne wskazanie w treści zlecenia) to wtedy tylko reprezentuje swojego zleceniodawcę, który staje się stroną umowy. Nie wiem czy w praktyce będzie łatwo rozróżnić te sytuacje. Może to doprowadzić do powstania dwóch rodzajów spedycji. Nie będę tu wchodził już w te dywagacje. Teraz spojrzenie trochę z innej strony. Problem z tymi wyrokami jest taki, że spedytor jaki by nie był, może zwolnić się z odpowiedzialności za np. uszkodzenie przesyłki jeżeli wykaże, że wybrał rzetelnego przewoźnika do wykonania przewozu. Wyroki te pomijają milczeniem fakt, że skoro to spedytora łączy umowa z przewoźnikiem, to klient spedytora nie może skutecznie ruszyć z roszczeniem do przewoźnika w przypadku uszkodzenia towaru, gdyż nie posiada do tego odpowiedniej legitymacji. W takiej sytuacji spedytor musi przenieść na swojego kontrahenta uprawnienie do dochodzenia roszczeń z tego tytułu, inaczej przewoźnik będzie zawsze mógł podnieść, że przecież z właścicielem towaru nie łączy go żadna umowa. A co się stanie w przypadku gdy spedytor zawrze umowę bezpośrednio w imieniu dającego zlecenie (załóżmy, że będzie miał pełnomocnictwo, albo wynikać to będzie z okoliczności sprawy)? Do kogo zleceniodawca będzie wtedy zwracał się z roszczeniami z tytułu nienależytego wykonania przewozu? Co jeżeli zleceniodawca pozwie spedytora? Czy spedytorowi przysługuje roszczenie do przewoźnika skoro stronami umowy byli wyłącznie klient spedytora oraz przewoźnik? Czy spedytor będzie dochodził roszczeń od przewoźnika jako nadawca czy jako spedytor, który posłużył się danym przewoźnikiem przy przewozie? To są dwa różne reżimy prawne – ktoś tu się chyba dobrze nie zastanowił. Bo jeżeli jako nadawca to wchodzimy w reżim prawa przewozowego i np. postępowanie reklamacyjne. Z kolei kodeks cywilny – w tym przepisy o umowie spedycji - tego nie przewiduje. Tylko czy wtedy podstawa roszczenia spedytora jest ustawowa? Tak pokrótce można przedstawić część wątpliwości jakie pojawiają się w sprawach transportowych, mimo że orzecznictwo wydawałoby się jednoznaczne.
Dla zabezpieczenia swoich ewentualnych roszczeń względem odbiorcy można zastosować pewien zabieg, tj. wpisywanie kwoty przewoźnego do listu przewozowego, co uchroni nas przed zarzutem, iż w liście przewozowym nie było wzmianki o tym, że przesyłka jest obciążona jakimiś należnościami. Ważne, żeby „przewoźne” tam wskazane odpowiadało temu na jakie wynagrodzenie się umówiliśmy np. ze spedytorem. Moim zdaniem niewykonanie tych czynności nie przekreśla możliwości dochodzenia roszczeń od odbiorcy, ale ich wykonanie sprawia, że będzie to zdecydowanie łatwiejsze. Prawnicy - naukowcy zajmujący się prawem przewozowym oraz sędziowie mają rozbieżne poglądy na ten temat. Wynika to z tego, że istnieje możliwość wykorzystywania tej sytuacji dla nadmiernego obciążania odbiorcy, na co zwrócił uwagę Sąd Okręgowy w Rzeszowie w wyroku z dnia 13 lutego 2018 r. VI Ga 610/17 oddalając powództwo (moim zdaniem błędnie). Sam się zastanawiałem nad tym, że przecież równie dobrze ktoś może sobie zażyczyć milion złotych za przewóz i stwierdzić że taka była umowa. Przykład jaskrawy, więc jest pewnie wiele możliwości obrony, ale teoretycznie mogłoby się coś takiego wydarzyć. Tu znów wraca temat dobierania sobie rzetelnych kontrahentów. Wysokość przewoźnego da się wykazać dowodami pośrednimi (maile, zlecenie przewozowe, zlecenie spedycyjne) a w ostateczności nawet opinią biegłego, co powinno skutecznie wykluczyć wszelkie nadużycia.

Dochodzenie roszczeń bezpośrednio od odbiorcy

Przepis art. 51 prawa przewozowego nie mówi nic o obowiązku wpisania do listu przewozowego kwoty przewoźnego, więc nie ma podstaw do tego by na tej podstawie oddalać powództwo przewoźnika. Gdyby obowiązek zapłaty został wyraźnie wskazany w przepisie to wtedy można go egzekwować. Tymczasem Sąd Okręgowy w Szczecinie chcąc, poniekąd słusznie, chronić odbiorcę, bezpodstawnie odmówił ochrony przewoźnikowi. Skoro zasada została wykazana (przewóz wykonano), to przewoźnik może wszelkimi środkami dowodowymi wykazywać wysokość swojego roszczenia. W tym duchu wypowiedział się słusznie Sąd Rejonowy Szczecin – Centrum w Szczecinie w wyroku z dnia 15 kwietnia 2019 r. sygn. XI GC 2038/18.
Dużo będzie zależało od tego kto jest wpisany i jakim tytułem w liście przewozowym. Może w nich być wyraźnie wskazany płatnik, ale pozostają jeszcze podstawy ustawowe, tj. kodeks cywilny oraz prawo przewozowe. Bez zwolnienia wysyłającego czy odbiorcy z obowiązku zapłaty wynagrodzenia przez przewoźnika, żadne ustalenia między spedytorem, jego klientem i płatnikiem nie mają dla przewoźnika znaczenia.
Niezależnie od tego wchodzenie we współpracę z podmiotami bez większej historii jest sporym ryzykiem, którego nie zniwelują nawet najbardziej finezyjne umowy czy konstrukcje prawne.
Zdaje sobie sprawę, że powyższe metody mogą budzić wewnętrzny sprzeciw, być nieintuicyjne czy wręcz kontrowersyjne. Walka z plagą wymaga nietuzinkowych rozwiązań.
adwokat Mariusz Stankiewicz,
wspólnik w Stępień Stankiewicz Kancelaria Adwokacka, specjalizuje się w rozwiązywaniu sporów i prowadzeniu spraw sądowych, prowadzi blog: www.wdrodzewykladni.pl
Klikając [ Zapisz ] zgadzasz się na przetwarzanie swoich danych osobowych zgodnie z naszą Polityką Prywatności. W każdej chwili możesz się wypisać klikając na link Wypisz znajdujący się na końcu każdej z otrzymanych wiadomości.