Zawsze można liczyć na wsparcie trzeciego członka załogi
Fot. Milena Rozwód
Milena Rozwód jest kierowcą zawodowym, właścicielką fanpage'a Mila on the Road. Podróżuje od lat ze swoim pieskiem. Internautom znana jest ze swoich relacji z podróży, dzieli się od czasu do czasu swoimi doświadczeniami. Postanowiliśmy dowiedzieć się czegoś więcej o życiu Pani Mileny za kółkiem.
Kiedy rozmawiamy telefonicznie z Panią Mileną, ma akurat dłuższą przerwę w trasie, zatrzymała się na parkingu przy autostradzie w Niemczech, w pobliżu Frankfurtu.
Teraz pracuje w firmie transportowej Lenartt, jeździ najnowszym DAF-em XF, w podwójnej obsadzie.
– W sumie jeździmy w troje, bo z nami jest jeszcze pies – mówi. – Teraz najczęściej do Hiszpanii i do Portugalii. W podwójnej obsadzie pokonujemy taką trasę w obie strony w pięć-sześć dni. W pojedynczej obsadzie trwałoby to co najmniej około dziesięciu dni. Wozimy najczęściej „samochodówkę”, ale także inne ładunki, sporo jeździmy pod Amazonem.
Chyba tak było jej pisane
– Kierowcą zawodowym jestem od ponad sześciu lat – ujawnia nasza rozmówczyni. – Cztery lata to jazda po kraju, z tzw. patelnią i od dwóch lat – trasy międzynarodowe. Skąd pomysł, na taką pracę? Przypadek, ponieważ mój kolega, a obecnie szwagier, zrobił prawo jazdy i trochę mu pozazdrościłam. Miałam możliwość jeszcze w czasie szkoły zrobić prawo jazdy i pojechać w pierwszą trasę i zdecydowałam się spróbować. To było technikum ekonomiczno-handlowe, gdzie uzyskałam przygotowanie do zawodu księgowej, mogłabym też pracować w charakterze spedytorki. Mój tata był kierowcą zawodowym i jak byłam mała to jeździłam z nim w trasy.
W samochodzie ma być miło i przytulnie
Wcześniej jeździła Scanią R450, w transporcie międzynarodowym, w firmie HR.
– Bardzo sobie ceniłam Scanię – mówi. – Co na pewno mi się podoba to komfort jazdy, pozycja za kierownicą. Nieduże spalanie ciągnika też jest plusem. Starałam się o to, żeby było przytulnie i ładnie, ponieważ spędzam w kabinie większość swojego czasu, więc chciałabym się czuć w niej dobrze i komfortowo. DAF też jest w porządku. Dobrze się w nim żyje, to znaczy jest wygodny do mieszkania. Wnętrze Scanii było fuksjowo-szare, choć wiele osób uważa, że to po prostu różowe. Ten wystrój był dziełem firmy Adamos Interior, która urządziła wnętrze kabiny według mojego pomysłu. Teraz w DAF-ie mamy miętowy środek, też wykonany przez tę firmę. Mojemu partnerowi odpowiadała fuksja, ale stwierdziliśmy, że wybierzmy inny kolor. Koszt takiej przeróbki, przy ograniczeniu się do firanek i podłogi, wynosi około dwóch-trzech tysięcy złotych. W efekcie samochód jest milszy i przytulniejszy.
Z Panią Mileną spotkaliśmy się jakiś czas temu na zlocie Truck Show w Nowym Stawie, kiedy jeszcze jeździła Scanią w firmie HR. Opowiadając o swoich przygodach podczas pracy za kółkiem zwróciła uwagę, że tuningując wnętrze ciężarówki trzeba uważać, aby zanadto nie ograniczyć pola widzenia kierowcy. Przekonała się o skutkach nadmiaru dodatkowych elementów na własnej skórze. Otóż policja w Danii bywa bardzo dociekliwa i po zatrzymaniu Pani Mileny funkcjonariusze orzekli, że dodatkowa półka w kabinie oraz firany pozostawiają za mało wolnej szyby, za bardzo ograniczają widoczność i kontrola skończyła się mandatem oraz koniecznością zdemontowania tych akcesoriów.
– Są takie kraje jak Dania, czy Anglia, gdzie służby kontrolne bardzo zwracają uwagę na takie rzeczy, czy nie jest ograniczona widoczność i kończy się to różnie – dodaje Pani Milena. – Na przykład w Anglii, jeśli zdarzy się jakikolwiek wypadek, to nadmiar akcesoriów w kabinie może być dowodem świadczącym przeciwko takiemu kierowcy.
Po tych wspólnych pięciu latach nie wyobrażam sobie już jeździć bez Lili”
Fot. Milena Rozwód
Wyzwania dla relacji partnerskich
Pani Milena jest aktywną właścicielką fanpage'a Mila on the Road, zamieszcza różne posty, w tym także filmy ze swoim udziałem, internauci często komunikują się z nią, nierzako pytają o radę. Dla przykładu, kiedy jeszcze pracowała w przedsiębiorstwie HR pytali ją, czy poleca tę firmę. Odpowiadała im, że nie robi tego.
– Mogę powiedzieć, że spoko, zatrudnijcie się, ale dostaniecie innego spedytora, inne auto i okaże się np., że jest strasznie, nie tak jak mówiłam – uzasadniała. – Każdemu pasuje co innego. Kasa? Co do wielkości nie wypowiadam się, każdemu pasuje co innego, ale zawsze wypłacana jest na czas. Samochód – naprawy, serwis, żadnego problemu też nie miałam. Dużym plusem jest też to, że jak masz powiedziane, że zjedziesz w tym tygodniu to zjedziesz. Trasy są mniej więcej na 10-11 dni na 3-4 dni w domu. Ogólnie wygląda to tak, że zjeżdżasz w czwartek lub piątek i wyjeżdżasz w poniedziałek czy we wtorek. Co drugi weekend jesteś w domu. Przez dwa lata nie zdarzyło się, żebym do domu nie zjechała i została kolejny weekend w trasie, nawet w pandemii.
Dlaczego zatem zmieniła Pani pracodawcę - pytamy?
– Po pierwsze chciałam zacząć jeździć w podwójnej obsadzie – wyjaśnia. – Drugi powód był prywatny, nie chcę o tym mówić. Różne są potrzeby kierowców, więc trudno jednoznacznie oceniać warunki pracy. Jeden jest singlem i zależy mu, żeby jak najwięcej jeździć i dużo zarabiać, a ktoś inny chce mieć więcej czasu dla rodziny. Uważam, że to był już ten czas, kiedy chciałam zmiany, chciałam czegoś innego. Pomyślałam też: spróbuję nowych kierunków, w nowej firmie.
– Czy jazda w podwójnej obsadzie jest lepsza niż pojedynczo? To zależy. Nie bardzo jestem w stanie sobie wyobrazić takiej pracy, kiedy jeździ dwóch mężczyzn, jak oni wytrzymują tak długo ze sobą w tej niewielkiej przestrzeni. Natomiast kierowca, z którym ja jeżdżę jest moim chłopakiem, więc nam to jak najbardziej odpowiada. Jeżeli chodzi o związki w naszym świecie transportowym, to jest bardzo ciężko tak na odległość i ze względu na długi czas, kiedy nie ma kogoś w domu. Nie oszukujmy się, taki tryb pracy wpływa na relacje miedzy partnerami. W poprzedniej firmie pracowaliśmy oboje, ale jeździliśmy osobno. Zobaczymy, jak to wspólne jeżdżenie sprawdzi się na dłuższą metę. Tutaj popada się w takie skrajności, że można się widywać bardzo rzadko, albo, tak jak my teraz, widzieć się bez przerwy… Zapytaliśmy szefa, czy w razie czego będziemy mogli jeździć osobno i szef zapewnił, że nie będzie problemu, więc mamy taką możliwość w odwodzie.
Kiedy rozmawiamy z Panią Mileną, w Polsce i w Niemczech właśnie spadł pierwszy śnieg. – My jednak jedziemy w kierunku ciepła, do Hiszpanii – mówi
Fot. Milena Rozwód
Lili czuje się w trucku jak w domu
Już wcześniej w trasę ruszały zawsze we dwie, z suczką Lili, która jest maltańczykiem. Za szybą czołową można było zobaczyć dwie tabliczki: „MILENA” i „LILI.
– Lili jeździ ze mną od szczeniaka – wspomina Pani Milena. – Teraz ma już pięć lat. Jak to się stało? Myślałam o tym, żeby jeździć z jakimś zwierzątkiem no i po prostu padło na pieska. To był trochę taki strzał na ślepo, bo u nas w domu nie było wcześniej takich zwierzątek, piesków domowych. Nie wiedziałam, jak to się sprawdzi, ale okazało się, że razem podróżuje się nam bardzo dobrze. Zdarzały się przerwy, bo dwa razy już miała małe i na ten czas zostawała w domu z moją mamą. Tak w ogóle jest przyzwyczajona do ciężarówki, do jazdy, dla niej to jest dom. Jak ktoś wchodzi do samochodu to ona szczeka na niego, tak jak każdy pies pilnuje swojego mieszkania. Ja się śmiałam, że mój jest fotel kierowcy, a wszystko inne, całe miejsce w kabinie jest jej.
– Szczerze mówiąc ludzie bardziej zwracają uwagę na psa w ciężarówce, niż na kobietę – dodaje nasza rozmówczyni. – Oczywiście pies w trasie jest dość dużym obowiązkiem, zwłaszcza jeśli jeździ się do Anglii, ponieważ potrzebne są wszystkie szczepienia i badania, które trzeba odnawiać w każda trasę i za każdym razem pies musi mieć podbity paszport u weterynarza, przy czym okres takiego zezwolenia jest precyzyjnie okreśolony na kilka dni i nie można tego czasu przekroczyć. W innych krajach, tu gdzie jeździmy teraz, nie ma takich kłopotów, granice są otwarte, żadnych specjalnych wymogów nie ma.
„Kupiliśmy sobie hulajnogi i jeździmy; one ułatwiają nam zwiedzanie okolic”
Fot. Milena Rozwód
Przygód nie brakuje
– Zdarzają się różne przygody – opowiada Pani Milena. – Jeździmy pięć lat i pierwszy raz teraz w Hiszpanii dostałam mandat 100 euro za pieska, ponieważ nie był przypięty pasem, który oczywiście posiada, ale akurat nie zapięliśmy. W innych krajach, podczas kontroli nigdy nie było problemu, inspektorzy zazwyczaj nie są tacy dociekliwi. Gorzej bywa w firmach, gdzie są np. zakazy wwozu takich zwierząt. Wtedy muszę Lili chować do specjalnego transportera, za fotelem. Z reguły jest to skuteczne, ale niestety, Lili nauczyła się otwierać ten transporter pyszczkiem. Pewnego razu w polskiej firmie, która produkuje chipsy, gdzie jest zakaz wjeżdżania z psami, pani na bramie weszła do mojego samochodu, żeby skontrolować kabinę, a akurat w tym momencie Lili uwolniła się i skoczyła na nią, ciesząc się, merdając ogonkiem.
Przeprosiłam tę panią, powiedziałam, że zaraz schowam pieska i ta pani zgodziła się na to, przymknęła na to oko. Jednak kiedy podjechałam na załadunek pod rampę, odebrałam telefon z ochrony, czy mogłabym pieska lepiej schować, bo widać go na kamerach monitoringu zakładowego. Upiekło się nam, bo trafiliśmy na życzliwych ludzi.
Podobna sytuacja była w Amazonie, gdzieś w Niemczech. Lili wyskoczyła też na pana, który przyjmował nas na bramie i on na to, że tu nie wolno wjeżdżać z psami. Ja szybko schowałam ją do transportera i mówię: „Ale z jakimi psami?”. On uśmiechnął się i wpuścił nas.
Kursy do ciepłych krajów maja swoje uroki - można np. całą „ekipą” wybrać się nad morze, na plażę…
Fot. Milena Rozwód
Pies na złodzieja
– Na parkingu w Anglii Lili uchroniła mnie przed stratą paliwa – wspomina Pani Milena. – W nocy bardzo szczekała, spoglądała przez okna, a ja już przyzwyczaiłam się do jej hałasowania za każdym razem, gdy ktoś zbliża się do samochodu, więc zignorowałam to. Nie można się za każdym razem zrywać, gdy ktoś przechodzi obok. Tymczasem rano okazało się, że mam otwarte wlewy do zbiorników paliwa. Na szczęście paliwo pozostało nienaruszone, więc najprawdopodobniej ktoś zrezygnował z kradzieży, słysząc hałasującego psa. Wolał nie ryzykować.
Angażujące jest wychodzenie z nią na spacer, ale teraz, po tych wspólnych pięciu latach nie wyobrażam sobie jeździć już bez Lili. Z tego co wiem, to jest trochę takich kierowców, którzy zabierają ze sobą pieski i podobnie jak my, jeżdżą z nimi po całej Europie. Nawet jak przechodziłam z krajówki do transportu międzynarodowego to radziłam się koleżanki, która też podróżuje ze swoim pupilem. Teraz też wielu pyta mnie, jak sobie radzić z takim towarzyszem podróży, jakie są przepisy w innych krajach, co trzeba zapewnić pieskowi w kabinie itd., bo chcą zabierać zwierzaki w trasę. Kiedyś w Niemczech spotkał mnie z Lili tamtejszy kierowca i tak mu się to spodobało, że zaczął potem jeździć ze swoimi dwoma pieskami.
Praca kierowcy zawodowego jest stresująca i różnie się ludzie odstresowują. Kontakt z taką fajną żywą istotą na pewno bardzo w tym pomaga – konstatuje Pani Milena.
Razem pracujemy, więc… niekiedy razem śpimy
Fot. Milena Rozwód
Ten zawód… uzależnia
Kiedy rozmawiamy z Panią Mileną, w Polsce i w Niemczech właśnie spadł pierwszy śnieg.
– My jednak jedziemy w kierunku ciepła, do Hiszpanii – mówi. – To mi się też podoba, że możemy sobie tam pójść nad morze, na plażę. Można odpocząć w weekend. Kupiliśmy sobie hulajnogi i jeździmy. One ułatwiają nam zwiedzanie okolic. Mój chłopak proponował, żeby kupić elektryczne, ale przekonałam go, że jak mamy się ruszać, to będziemy się ruszać naprawdę. Dość się nasiedzimy za kółkiem. Poza tym pies może sobie pobiegać razem z nami.
Kiedy pytamy Panią Milenę, czy nie znudziła się pracą szofera, rozwiewa nasze wątpliwości:
– Nie, absolutnie. Tutaj nie ma nudy, ciągle coś się dzieje. Zmieniają się miejsca, ludzie, jesteśmy w ciągłym ruchu. Podziwiamy wschody i zachody słońca, różne krajobrazy… I to lubię.
Kobieta prowadząca ciężarówkę nie jest już dziś niczym niezwykłym.
– Kobiet jeździ coraz więcej – jest przekonana Pani Milena. – Coraz więcej z nich jeździ też w podwójnych obsadach, z mężami, chłopakami… Jest to ciężka praca, pociągająca za sobą dużo wyrzeczeń. Pod telefonem są spedytorzy, szefowie i tak dalej, ale jesteśmy w samochodzie sami i sami wytyczamy to jak pracujemy. Nie są to standardowe godziny pracy, jeździ się przecież o różnych porach, w różnych dniach tygodnia… Codziennie jest coś nowego. Nie ma schematu, który non-stop się powtarza i to też jest coś, co przyciąga, że nie ma tej monotonii. Mamy takie poczucie wolności… .
Nie wyobrażam sobie pracy w biurze, np. codziennie osiem godzin w księgowości. Ludzie, którzy rezygnują z tego zawodu, po krótkim czasie jednak wracają, zwłaszcza jeśli trafiają na jakąś monotonną robotę. Zaczyna im czegoś brakować.
Życzymy szerokości i przyczepności, całej potrójnej obsadzie.