Źródło: Freepik.com
CCC - to nie tylko nazwa producenta obuwia, ale pewien skrót - Cena Czyni Cuda. Chcielibyśmy zarzucić Czytelnikom nietypowe, dla niektórych wręcz szalone hasło: „Przestańcie kupować tanio”! To się może bowiem zdecydowanie nie opłacać. Zapraszamy do poznania lub też odświeżenia informacji o magicznych trzech literach: TCO.
Bez wielkich tajemnic i budowania napięcia już na początku rozszyfrowujemy skrót. TCO to z mowy Szekspira Total Cost of Ownership, czyli całkowite koszty użytkowania danego produktu. Przedstawiamy poniżej dwa sposoby kupowania, w tym przypadku ciągnika siodłowego, choć od razu zaznaczamy, że można równie dobrze te zasady podpiąć pod innego rodzaju zakupy.
Zakupy na dwa sposoby
Opcja 1. Dokonujemy szczegółowego przeglądu rynku, wysyłając zapytania do dealerów. Szukamy pojazdu, który będzie miał niską cenę zakupu a przy tym niezbędne elementy wyposażenia, przynajmniej z naszego punktu widzenia. Sugerujemy się również dotychczasowymi doświadczeniami z marką, informacjami na social media i Internecie lub też rozmowami z koleżankami i kolegami przewoźnikami. Niedawno sprzedaliśmy kilka środków transportu, jest więc w sejfie gotówka, by zapłacić od razu i mieć wszelkie formalności z głowy. Po co bowiem płacić w końcowym rozrachunku więcej za leasing, wynajem, kredyt? Otrzymaliśmy kilka ofert, targujemy się z handlowcem a jak widzimy, że już nic nie ugramy – kupujemy. Potem nasi pracownicy jeżdżą wybranymi ciągnikami siodłowymi przez kilka lat, aż w końcu, gdy znów zechcemy z różnych względów zmienić flotę, powtarzamy czynność.
Opcja 2. Zanim przeanalizujemy rynek badamy nasze potrzeby. Przykład – zamierzamy użytkować trzy ciągniki siodłowe na trasach międzynarodowych, przez cztery lata, z rocznym przebiegiem około 120 000 kilometrów. Przeczesujemy rynek, mając wśród głównych graczy ledwie siedem marek. Co innego jeśli kupujemy samochód dostawczy d.m.c. do 3,5 t a co dopiero auta osobowe, gdzie importerów na polskim rynku działa ponad 20. Wybieramy dwa, max trzy najbardziej interesujące modele. Mamy gotówkę, ale zastanawiamy się, czy nie lepiej zainwestować te pieniądze w rozwój firmy lub nawet nowy biznes niż wydać je w całości na pojazdy.
Dyskutując ze sprzedawcami prosimy o dane dotyczące spalania, idealne rozwiązanie stanowią kilkudniowe testy, o które w obecnych czasach spadków sprzedaży powinno być łatwiej. Prosimy o wyliczenie cen przeglądów, części wymagających wymiany, roboczogodziny serwisu, kalkulujemy ubezpieczenie. Szukamy także informacji ile dany pojazd będzie wart za cztery lata, gdy go będziemy chcieli sprzedać (za droższego w zakupie możemy proporcjonalnie więcej dostać przy odsprzedaży). Inny wariant to skorzystanie z finansowania zapewniającego zwrot ruchomości (leasing/wynajem), dzięki czemu odchodzą wydatki na prace związane z odsprzedaniem środka transportu.
Finalnie wyliczamy ile nas będzie kosztował ciągnik siodłowy w ciągu tych czterech lat, mając oczywiście na uwadze pewną skalę błędu związaną choćby ze zmiennymi cenami paliw, ubezpieczenia (szkodowość), itp. Najważniejsze w tej matematyce jest jednak porównanie modeli a nie zobaczenie w szklanej kuli dokładnej co do złotówki kwoty.
Cel analiz
Po co to wszystko? Bardzo możliwe, że po wszystkich mnożeniach i dodawaniach, najtańszy ciągnik siodłowy w zakupie, może wymagać w ciągu czterech lat znacznie większych nakładów niż ten kosztujący początkowo więcej. Dotyczy to również źródła finansowania, bo przecież wydany kapitał nie zarabia na siebie, a zainwestowane pieniądze co najmniej rokują zyski.
Idealnie te różnice widać przy autach osobowych, choć tam wyliczenia są bardziej skomplikowane. Jeszcze większego znaczenia bowiem nabiera popyt danego modelu na rynku wtórnym, skojarzenia z marką, popularne/mniej popularne elementy wyposażenia, itp. Więcej elementów wpływa na tzw. wartość rezydualną, czyli prognozowaną cenę odkupu środka lokomocji za x lat i x przejechanych kilometrów. W przypadku nabywania samochodów dla handlowców czy też zarządu dochodzi dodatkowy element: image. Jak cię widzą, tak cię piszą - inne zdanie o firmie będzie miała osoba widząca pracownika w Dacii (wybaczcie użytkownicy aut tej marki, wiemy, że to naprawdę dobre pojazdy, ale...) i w hybrydowej Toyocie. Odmienne wrażenie zrobi prezes kierujący nową Kią i nowym Audi A8.
Zarządzanie ryzykiem
Wracając do cięższych samochodów. Obliczenia TCO można prowadzić dywagując nad kupnem zarówno nowego jak i używanego środka transportu (lub porównując obie opcje) oraz innych produktów użytkowanych przez przewoźników. Oto przykład procesu zakupowego systemu IT do zarządzania flotą ciężarową. Krótkowzroczny właściciel nabywa najprostsze, tanie rozwiązanie, bo takiego akurat w tym momencie potrzebuje. Rezygnuje z dopłaty za dodatkowe szkolenie z obsługi, bo przecież „to takie proste”. Nie zastanawia się, że za dwa, trzy lata wymagania nadawców ulegną zwiększeniu a i jego firma zrobi krok a może i skok w przód. Jeśli zainwestował w system niemożliwy, bądź trudny do rozbudowy – jest „ugotowany”. Gdy coś nie działa jak powinno z winy niewiedzy swoich pracowników, płaci więcej niż mu oferowano i tyle po oszczędnościach.
Czasem oczywiście bywa odwrotnie, gdy zakup jest skrojony ponad miarę i nawet potencjalne możliwości przedsiębiorstwa. Dlatego tak ważne są te wszystkie, często nudne działania przedsprzedażne, jak i analiza warunków posprzedażnych (np. warunków gwarancji, wcześniejszej rezygnacji z leasingu, itp.).
Zasady zakupowe dotyczące obliczania TCO polegają więc na analizie wszystkich możliwych do porównania wydatków w danym okresie. Wymagają planowania, zarządzania ryzykiem, przewidywania, poświęcenia czasu, ale to właśnie rozsądne, oszczędne zakupy. W końcu nie chodzi o nabycie chleba, tylko przelewy nierzadko o wartości dziesiątek, setek tysięcy złotych.
Uwaga na odciski
Być może zresztą szybką analizę całkowitego kosztu użytkowania stosujecie na co dzień, wcale nie zwracając na to uwagi. We wstępie wymieniliśmy jedną z marek butów. Przychodząc do sklepu obuwniczego trzeba wiedzieć, czy chcemy buty wykorzystywać do codziennego biegania, zawodniczego, czy też założymy je dwa razy w miesiącu idąc do parku z dzieckiem. W pierwszym i drugim przypadku, nabycie taniego, niskiej jakości produktu przypłacimy odciskami i... kolejnym wydatkiem, tym razem już na specjalistyczne obuwie.
Podsumowując, TCO to nic innego jak oszczędzanie, tyle że pozwalające kupić droższy sprzęt. Czy to nie brzmi bajecznie? Użytkujemy prawdopodobnie lepszy towar i jeszcze nam się tego rodzaju działanie opłaca. Zatem, bogatych zakupów!