U wrót raju
Do niedawna w ogólnym rozrachunku: cena zakupu ciągnika siodłowego + użytkowanie, stosowanie jednostek na LNG było bardziej opłacalne, niż tych tradycyjnych, korzystających z oleju napędowego. Według wielu analiz gaz ziemny ma korzystniejszy wpływ na środowisko od Diesla. Umożliwia także zwolnienie z opłat na niemieckich drogach. Do przejścia w kierunku gazowej floty zachęcała nawet Komisja Europejska. Wynoszący ponad 1.000 km zasięg zadowalał menedżerów transportu. Nic dziwnego, że w 2021 roku liczba aut ciężarowych z polską rejestracją, napędzanych LNG, zwiększyła się dwukrotnie, osiągając pułap ok. 2.300 sztuk (za Polskim Związkiem Przemysłu Motoryzacyjnego). Drzwi do dalszego rozwoju bardziej ekonomicznego i ekologicznego paliwa niż olej napędowy, stały otworem. Wszystko zawaliło się w krótkim czasie. Ceny LNG poszybowały niebotycznie w górę, a sytuacja na Ukrainie jeszcze pogorszyła sytuację. Dostępność gazu ziemnego także nie wygląda optymistycznie, brakuje choćby... statków dostarczających paliwo.Ofiary ekologii
Aktualnie eksploatacja pojazdów napędzanych gazem ziemnych straciło finansowy sens. Sytuacja firm użytkujących LNG jest katastrofalna. Część aut stoi na parkingach, niektóre są używane do przewozów, ale notują przy tym straty sięgające nawet 1 złotówki na 1 kilometr! Transport Manager podaje, że w obecnej sytuacji mamy do czynienia z ok. 1 mld zamrożonych aktywów. Wpływa to na los pracowników firm transportowych tracących zatrudnienie. Naturalnie kierowcy szybko znajdą zajęcie, ale pozostałe osoby mogą mieć trudniej. Poza tym przewoźnicy to często przedsiębiorstwa rodzinne, inwestujące cały dobytek w działalność gospodarczą. Przykładem podmiotów, które zainwestowały w LNG, są Epo-Trans Logistics i Citronex Trans Energy. Nawet jeśli sytuacja cenowa na rynku LNG się polepszy, mało prawdopodobne, by przewoźnicy wrócili do jego stosowania. Co gorsze, to nie tylko porażka idei tankowania gazu ziemnego. Właściciele firm transportowych jeszcze ostrożniej będą podchodzić do ekologicznych paliw. Skoro rynek LNG błyskawicznie uległ załamaniu, podobnie może być z wodorem czy prądem. Zresztą już pojawiają się głosy, że koszty użytkowania aut elektrycznych wcale nie muszą wychodzić aż tak korzystne, jak to było dotychczas przedstawiane. A rozwojowi ekologicznej komunikacji miejskiej sprzyjają dofinansowania, nie walory ekonomiczne.Gdzie jest milion ładowarek?
Idea szukania alternatywnych paliw, tak bardzo promowana przez prawodawców europejskich, jest jak najbardziej słuszna. Jednak zapotrzebowanie na transport drogowy będzie rosło. Ceny towarów dla konsumentów i tak szaleją – ze względu na wojnę, koronawirusa, niepewność co przyniesie przyszłość. Nadawcy transportu, głównie producenci oraz dystrybutorzy, nie są więc chętni do partycypowania w droższym, ekologicznym transporcie. Powód jest prosty: obawa przed totalnym załamaniem handlu. Dlatego pomysły prawodawców, by od 2035 roku nie produkowano aut spalinowych, mogą doprowadzić do wielu negatywnych sytuacji. Gdy wprowadzano osobowe pojazdy na prąd, zapowiadano, że zaporowe ceny zakupu wkrótce ulegną redukcji dzięki masowej produkcji. Obiektywnie oceniając, idzie to bardzo powoli, nie wspominając już o niezbędnej infrastrukturze do szybkiego ładowania. Przykładowo aktualnie w Polsce mamy kilka tysięcy ładowarek zamiast „obiecanego” miliona.Tragedia ma twarz
Losem przewoźników jest przejęta oczywiście cała branża transportowa. Negatywnie o obecnej sytuacji wyraża się m.in. Maciej Wroński, prezes Transport i Logistyka Polska, a także Mariusz Frąc, prezes MaWo Group (świadczy usługi dla przewoźników). Jak mówi Frąc: – Poruszaliśmy temat cen LNG na komisji sejmowej, w połowie lutego tego roku. Od tamtej pory nic nie zostało zrobione, a dramat padających firm i ludzi trwa. Dla władzy to tylko statystyki, dla nas ta tragedia ma twarz, imię i nazwisko... Widzimy ból, obok którego nie można przejść obojętnie. Bezradność to właściwie jedyne słowo, które się obecnie nasuwa. Pozostawiony samemu sobie, bez pomocy dotychczasowych promotorów, rynek LNG tonie niczym Titanic, a wraz z nim nadzieje na lepsze jutro. Nadzieje nie tylko niektórych przewoźników, ale wszystkich widzących za kilka lat masowo jeżdżące ekologiczne floty.Tomasz Czarnecki